wtorek, 22 kwietnia 2014

Gdzie te pieniądze?

W moim przypadku wszystko zaczęło się od przeczytania kilku książek związanych z psychologią inwestowania, geometrią rynku, zasadami spekulacji wczoraj i dziś...
Nie będę jednak przytaczał konkretnych pozycji, ale postaram się opisać to dlaczego przeciętny gracz przegrywa z rynkiem oraz jak to wykorzystać i zarobić pieniądze.


Największe zamieszanie, jeżeli chodzi o decyzje podejmowane graczy stwarzają plotki, panika, rekomendacje, chciwość czy nadzieja. Same te zjawiska nie są problemem, problem jest w zupełnie innym miejscu... w naszej psychice.

To właśnie emocje które nami kierują podpowiadają nam fałszywe rozwiązania. Doskonale wiedzą o tym profesjonalne instytucje i wykorzystują inwestorów/spekulantów do realizowania sporych zysków. Stąd moja decyzja aby zacząć pisać bloga i dzielić się z wami moimi spostrzeżeniami.

Przede wszystkim, gracz który chce zarabiać musi poświęcić sporo własnego czasu. Świetnie podsumował to mój przyjaciel, stosując analogie do innych zawodów. Mianowicie zaczynając przygodę ze sportem i chcąc osiągnąć najwyższy poziom potrzeba co najmniej kilku lat treningu. Podobna sytuacja występuje w zawodach specjalistycznych, takich jak architektura czy oklepana już chirurgia. Wszędzie potrzeba kilku lat nauki, a maksymalny poziom umiejętności osiąga się znacznie później. Podobnie na rynku potrzebujemy kilku lat nauki, aby naprawdę sprawnie podejmować decyzje. Co więcej decyzje te z czasem stają się bardziej trafne, a ponadto minimalizowany jest stres związany z ich podejmowaniem.

Wracając do "demonów" wymienionych na początku posta postanowiłem przeprowadzić małą analizę.


Z plotkami mamy do czynienia niemal wszędzie. W jednym miejscu mamy do czynienia z plotkami o celebrytach, gdzieś indziej przeczytać możemy plotki dotyczące roszad politycznych czy zbyt ochoczego świętowania swej wygranej przez sportowców. Podobnie jest na rynkach finansowych. Wszystkie oczekiwania, wszystkie informacje typu "szansa życia" oczywiście mogą być prawdziwe, ale najczęściej są jedną wielką ściemą... Podobnie sytuacja wygląda z rekomendacjami. Osobiście traktuje je podobnie jak plotki. Po pierwsze dlatego, że rekomendacje wydawane są głównie w celu zwiększenia obrotu domów maklerskich. Po drugie dobra rekomendacja, jest często szansą do wyjścia z inwestycji bez istotnego wpływania na kurs... Chcąc to zobrazować "na widelec" wziąłem walory z dwóch skrajnych biegunów (przynajmniej, tak się powszechnie uważa). O bitcoinie (BTC) przeczytałem w czasie jego pierwszej większej korekty (wówczas cena spadła o jakieś 50% z około 16$ do 8$). Wówczas wszyscy twierdzili, że "to coś" nie ma przecież żadnej wartości. Później pojawiła się wielka fascynacja bitcoinem. Wszystko zaczęło się gdy kurs był w okolicach 500$ i zaczął bardzo dynamicznie wędrować na północ. Całe to zamieszanie uwieńczone zostało rekomendacją BofA Merrill Lynch (analitycy uznali że bitcoin powinien mieć podobną wartość co jedna uncja złota, przy jego kursie na poziomie 1200$), o czym głośno było nawet w programach informacyjnych nie związanych z finansami. Faktycznie tak się stało. Pewnego dnia przez moment kurs jednego BTC był wyższy od kursu jednaj uncji złota. I to właśnie był ostatni dzwonek aby... sprzedawać. Większość z was pewnie powie, że łatwo to zauważyć po fakcie, gdy BTC zaliczył później załamanie, jednak ta sytuacja powtarza się bardzo często. Rekomendacja staje się często narzędziem do łatwej sprzedaży (przy dużym popycie, wysoka podaż jest pokrywana i osoba zamykająca transakcję nie traci części lub całości wcześniej wypracowanych tzw. papierowych zysków).


Skoro BTC był tak dobry, że wart był 1200$, to dlaczego nie wystawiono rekomendacji na początku listopada? Przecież analitycy nie wpadli w grudniu na to że BTC powstanie w ograniczonej ilości a wraz ze wzrostem ceny popyt (zwłaszcza ze strony spekulantów) również będzie wzrastał... Otóż wcześniej trwała akumulacja bitcoinów w oczekiwaniu na wzrosty... Później wystarczyło wejście sporego kapitału aby kurs wybił się ponad 200$, od tego momentu profesjonalni gracze czekali aż kurs osiągnie zadowalający poziom. Do profesjonalnych graczy zaliczam m. in. właśnie banki inwestycyjne, które podobne rekomendacje wydają. Pewnie sami byli zaskoczeni, że cena zabrnęła aż tak wysoko na fali plotek mówiących o powstaniu nowej międzynarodowej waluty z prawdziwego zdarzenia. BTC był wymienialny z każdego miejsca na ziemi i na dowolną walutę (przynajmniej z założenia). Nie był już nawet potrzebny internet, ponieważ powstały specjalne maszyny do wymiany bitcoinów na dolary i odwrotnie. Zupełnie jak w przypadku automatów ze złotem, które również miało być lekiem na całe zło...

Tym złem była bessa na rynku akcji. Wynikało ono z wiary, że nieruchomości będą drożeć w nieskończoność i dlatego tak chętnie udzielano kredytów na nowe domy nawet osobom nie mającym żadnych źródeł dochodu, ponieważ panowało przekonanie, że dom potrafi sam na siebie zarobić. Dodatkowo część z instytucji finansowych zajmowało się udzielaniem gwarancji na takie kredyty.
Wracając jednak do złota... Panowało podobne przekonanie, że skoro oparło się kryzysowi, to również może rosnąć w nieskończoność (po prostu przerzucono oczekiwania co do stałych wzrostów na inny instrument). Ludzie chętnie to kupili (dosłownie i w przenośni) i zaczęły się inwestycje w złoto. W złoto można było inwestować nawet w bankach komercyjnych korzystając z lokat strukturyzowanych. Również Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych (TFI) miały do czynienia ze sporym napływem gotówki osób chcących inwestować w surowce. Problem w tym, że złoto oparło się bessie w roku 2008 tracąc znacznie mniej na wartości niż indeksy giełdowe, jednak wszelkie rekomendacje zaczęły się pojawiać znacznie później, kiedy złoto stało się bańką spekulacyjną. Wówczas wzrosty tłumaczono tym, że złoto wzrasta nieprzerwanie od ponad 10 lat i jest jedną z bezpieczniejszych inwestycji na rynku. Niestety po sporym wzroście latem 2011 roku nastąpiło odwrócenie trendu. Na początku nikt nie uciekał z inwestycji "przecież to była tylko korekta". Może faktycznie nadal jest to tylko korekta :) Jednak pod koniec 2013 roku zaczęły pojawiać się głosy, że złoto nie jest warte nawet 1200$ i należy je sprzedać. Było to typowe wywołanie paniki w celu akumulacji waloru po niskich cenach. Sprzedających zaspokoili gracze ze sporym kapitałem. Kupili złoto po 1200$, następnie dzięki historii o wojnie w Rosji zaczęto ludziom tłumaczyć, że złoto teraz pójdzie w górę, "bo jak jest kryzys to złoto jest w cenie". Naiwni kupili jak najszybciej i jak najwięcej "zanim zrobi się naprawdę drogo", po czym przeżyli szok spowodowany brakiem siły popytu.

Jednak wy nie musicie tracić jak większość... Chcąc się przed tym ustrzec należy podchodzić do rekomendacji z dystansem. Ja osobiście zwracam na nie sporą uwagę, jednak najczęściej oznaczają one odwrócenie panującej tendencji. Przykładem z ostatnich tygodni może być seria dobrych rekomendacji dla LPP po której kurs stracił 20%. Ponadto warta wspomnienia jest rekomendacja z czasów ostatniego kryzysu - dla akcji Lotosu, która przewidywała spadek ceny do 0 PLN. Wydano ją przy cenie około 11 PLN, a dzisiaj cena jest blisko 40 PLN.

Zatem czytajcie rekomendacje i korzystajcie z nich w odpowiedni sposób.